Panel wnioskodawcy
Serwis rownacszanse.org.pl wykorzystuje pliki cookies, które będą zapisywane w Państwa urządzeniu (komputerze, laptopie, smartfonie). W każdym momencie mogą Państwo zmienić ustawienia przeglądarki internetowej i wyłączyć zapis plików cookies.
Wróć do początku

[#15] Rywalizacja jest potrzebna, jeśli jest zdrowa – Karol Piszcz

Data publikacji: 12.12.2022

Wielu młodych wyprowadza się ze swoich miejscowości, by realizować wielkomiejskie marzenia. Do ich spełnienia potrzebne są zwykle kompetencje, które nabyć można między innymi poprzez udział w Programie „Równać Szanse”. O swojej drodze do sukcesu, która zaczęła się od projektu realizowanego w Stoczku opowiada Karol Piszcz.

Skopiowano!

Rafał Jutrznia: – Zawsze chciał się Pan zajmować komunikacją?

Karol Piszcz: – Pozwolę sobie rozszerzyć to pytanie o komunikację i szeroko pojęty marketing. Przyznając szczerze – nie do końca. Gdybym cofnął się do lat gimnazjum, to wtedy na pewno nie było to moim planem przyszłość lub czymś, co chciałbym robić.

To się pojawiło tak naprawdę w trakcie mojego udziału w projekcie „Równać Szanse, który był wtedy realizowany i w którym brałem udział.

Do tego właśnie chciałem nawiązać – brał Pan udział w dwóch projektach w ramach Programu „Równać Szanse”. Jeden z nich koncentrował się na temacie… nazwijmy to, „około reklamowym”.

– Dokładnie. I to też miałem na myśli. W ramach tego projektu mieliśmy okazję odwiedzić jedną z agencji kreatywnych w Warszawie, które wtedy miały w swoim portfolio takie produkty jak soki Kubuś.

Tam mogliśmy od kuchni zobaczyć jak wygląda tworzenie reklam, całego planu komunikacji i działań marketingowych. To faktycznie był taki punkt zwrotny, ponieważ wtedy zrozumiałem, że to jest coś bardzo ciekawego i może mnie to interesować w kontekście zawodu.

A czym tak właściwie jest public relations?

– Dla osoby, która na co dzień zajmuje się szeroko pojętą komunikacją czy marketingiem granica pomiędzy PR a reklamą się zaciera.

Często, rozmawiając z klientami, śmiejemy się, że jeśli podejdziemy do jakiegoś uczestnika eventu i powiemy mu „Cześć, jestem przedstawicielem tej firmy. Mogę zrobić to i tamto”, to będzie to działanie reklamowe. Jeśli natomiast do tej samej osoby podejdzie tak zwana osoba trzecia i powie jej, że miała okazję skorzystać z produktów danej firmy i są naprawdę świetne, to będzie to public relations.

Budujemy wizerunek, który tworzymy razem z klientami na podstawie strategii oraz podejmowanych działań.

Czyli wiemy już, że udział w „Równać Szanse” nakierował Pana na drogę komunikacji i public relations. Ale co tak właściwie przekonało Pana do tego, że warto wziąć udział w projekcie?

– Tu chyba nie będę żadnym game changerem i nie stworzę na nowo teorii. Mam wrażenie, że wtedy panował taki klimat wśród moich rówieśników. Wielu moich znajomych brało już udział w tego typu projektach i w pewien sposób zarazili mnie chęcią zyskania wiedzy, zdobycia doświadczeń oraz taką solidarnością w działaniu. To mnie skłoniło do udziału.

Nie pamiętam czy w tamtym okresie, jako dość młoda osoba, kierowałem się jakimiś wyższymi celami niż pozyskanie wiedzy czy miłe spędzenie czasu z moimi znajomymi. Wydaje mi się, że to była wypadkowa tego wspólnego działania wielu osób oraz zachęcania ze strony organizatorów.

Nie bez znaczenia jest fakt, że ta grupa projektowa była złożona z wielu moich przyjaciół, którzy namawiali mnie do dołączenia. Zresztą, Ci przyjaciele są ze mną do dzisiaj, więc nasza grupa była bardzo zgrana.

Czyli projektowe znajomości zostają?

– Tak, jak najbardziej. Do projektu dołączyłem z wieloma znanymi mi osobami, więc szliśmy ramię w ramię przez życie już wcześniej, ale dzięki „Równać Szanse” pojawiło się też wiele nowych znajomości, które – nawet jeżeli nie przetrwały do dziś, bo mówimy o wydarzeniu sprzed piętnastu lat – były naprawdę niesamowite.

Wiadomo, z czasem każdy poszedł w inną stronę, każdy z nas ma inną dynamikę życia. Niektórzy założyli rodzinę, inni – tak jak ja postanowili bawić się w biznesy.

Moja agencja ma klientów z całego świata – obsługujemy klientów z Azji i ze Stanów Zjednoczonych. To wiąże się z tym, że ze względu na strefy czasowe pracujemy całą dobę.

Niestety, ale ta dynamika naszego życia jest zupełnie inna, więc niektóre znajomości nie przetrwały między innymi z tego powodu. Są jednak relacje, które trwają i są bardzo owocne do dzisiaj.

Podsumowując, z projektu można wynieść zarówno wiedze jak i znajomości.

– I inspiracje. To jest coś, co udało mi się wynieść. Wiedza, inspiracja i znajomości – dla mnie te trzy kwestie to główne benefity brania udziału w tego typu projektach.

A udało się wynieść umiejętności, które przydały się potem w przyszłej pracy?

– Przyznam szczerze, że tak. Przede wszystkim rozwinęły się we mnie kompetencje miękkie, takie jak praca w grupie, umiejętność zdrowej rywalizacji czy zarządzania swoim czasem. To zostało ze mną i w późniejszym czasie zaowocowało, co mnie bardzo cieszy.

Sam projekt natomiast otworzył mnie na świat reklamy. Efekt był też taki, że nie tylko teraz zajmuję się reklamą i mam okazję w tej dziedzinie pracować, a od czterech lat rozwijać własną agencję, ale także pisałem pracę maturalną z języka polskiego właśnie na temat reklamy, gdzie przytaczałem przykłady z agencji, które mieliśmy okazję odwiedzić.

Ten projekt był dla mnie naprawdę wielką inspiracją.

Ma Pan wspomnienia z okresu projektowego, które wracają do dziś? Największe wyzwanie, porażka lub sukces?

– Na szczęście posiadam tę umiejętność, że wielu rzeczy nie odbieram jako porażki, a raczej jako wyzwanie i lekcję na przyszłość.

To, co przede wszystkim pamiętam z tamtego okresu to przyjemna współpraca w grupie, która brała udział w projekcie. Pamiętam zdrową i bardzo sympatyczną rywalizację przy realizacji tych projektów. To konkurowanie ze sobą jest czymś, co do dziś zostało mi w pewien sposób z tyłu głowy.

Rywalizacja jest ważna?

– Tak! Uważam, że w każdym biznesie i w każdej dziedzinie życia rywalizacja jest ważna, ale mówię o takiej zdrowej rywalizacji, bardziej o konkurencji. Łatwiej jest nam nabrać dystansu i wzajemnie się inspirować. Oczywiście wtedy, gdy konkurenci potrafią współpracować.

Dla naszych klientów często realizujemy tak zwane projekty lobbingowe. W takich sytuacjach często łączymy siły z ich konkurencją, aby wspólnie wprowadzić daleko idące zmiany rynkowe. Może się oczywiście zdarzyć, że konkurenci powiedzą „nie chcemy brać w tym udziału, nie współpracujemy z Wami”, ale takich przypadków nie ma tam, gdzie jest zdrowy management, który widzi wspólny cel i możliwości połączenia sił w konkretnej sprawie.

Takie działania mogą przynosić niewyobrażalne efekty i sukcesy we wszystkich branżach. Tak samo wygląda to w życiu prywatnym.

Rywalizacja jest potrzebna, jeżeli jest zdrowa – jeśli jest zdrowa, to potrafi motywować i rozwijać.

Pochodzi Pan z dość niewielkiej miejscowości, działał Pan w Stoczku, tam też odbywały się projekty w ramach „Równać Szanse”. Z czasem jednak swoje życie przeniósł Pan do Warszawy. Trudno było się zaaklimatyzować?

– Nie, ponieważ Warszawa była takim punktem na mapie, który już w gimnazjum upatrywałem jako swego rodzaju naturalny krok dalej po liceum. I faktycznie, udało mi się zdać maturę i dostać na studia w Warszawie.

Uznałem to miasto za swoje docelowe miejsce ze względu na zupełnie inny rynek pracy. Teraz, z perspektywy właściciela agencji, uważam, że tak naprawdę rynek nie jest już na tyle istotny. Jak mówiłem, działam z różnymi klientami. Wielu pochodzi zza granicy, inni z dużych polskich miast, ale pojawiają się także zapytania z mniejszych miejscowości.

W marketingu widać to bardzo dobrze, że granice są tylko umowne. Nie musimy działać tylko w Warszawie albo tylko w Stoczku, więc w tym momencie argument o rynku nie jest już tak samo przekonujący.

Natomiast moje pierwsze doświadczenie zawodowe było nierozerwalnie związane ze stolicą. Wtedy też, pracując w dużej korporacji finansowej i przechodząc przez wiele stopni kariery, miałem okazję zdobyć wiedzę. Obawiam się, że nie miałbym na to takiej samej szansy w mniejszej miejscowości. Natomiast jako młoda osoba z bardzo otwartym umysłem nie stawiałem sobie granic i barier, nie wymyślałem sobie problemów. To wszystko sprawiło, że zaaklimatyzowałem się dość szybko.

Miałem ten przywilej, że od początku wiedziałem po co w tym mieście jestem, co było cenne, ponieważ pozwoliło mi korzystać pełnymi garściami z tego, co ma do zaoferowania wielkie miasto.

Pytam, bo często mówi się, że osoby, które przeprowadzają się z małych miasteczek bądź wsi zawsze będą spotykały się z jakimiś trudnościami i problemami. Inny styl życia, inny styl bycia, a przez to też zupełnie odmienne problemy oraz możliwości.

– Są etapy, w których te różnice mogą być widoczne, nie ma co tego ukrywać. Z moich obserwacji, które prowadziłem na młodszych znajomych bądź kuzynach, którzy przeprowadzali się do miasta, wynika, że ludzie się zmieniają. Nie bez powodu mówi się przecież „z kim się zadajesz takim się stajesz”.

To kwestia czasu, poznania miasta, jego tempa, klimatu i kultury. Oczywiście jeżeli wiemy jak poznawać, bo każde miasto ma swoje plusy i minusy, ma swoje jasne i ciemne strony. I to tylko my decydujemy jak ten czas spędzimy.

Wychowujemy się w pewnej grupie społecznej, która często uczy nas konkretnych zachowań. Jeśli mamy otwarte głowy, to jesteśmy w stanie wprowadzić do naszego życia wiele fajnych rzeczy, które nas rozwiną i pozwolą nam działać.

Program „Równać Szanse” skierowany jest właśnie do tych mniejszych miejscowości, które często nie oferują młodym takich samych możliwości, jak duże miasta. Czy w Pana przypadku uczestnictwo w Programie faktycznie w pewnym stopniu wyrównało te szanse i otworzyło jakieś drzwi?

– Myślę, że nawet nie w pewnym stopniu, tylko w bardzo dużym. Takie projekty są szalenie ważne i istotne zwłaszcza dla młodych ludzi. Odnoszę jednak wrażenie, ze często młodym brakuje odwagi do zaangażowania się, a to jest kluczowe do tego, żeby wynieść z niego jak najwięcej.

To jest wiedza, którą dostałem całkowicie za darmo, została przedstawiona w bardzo ciekawy i przystępny sposób. Fakt faktem, że niektóre kompetencje być może pozyskałbym w późniejszym czasie, ale właśnie, słowo klucz – w późniejszym czasie.

Dzięki projektowi nabyłem je o wiele wcześniej w naturalny sposób, a to dało mi pewną przewagę konkurencyjną. Nie ma co ukrywać, że duże miasta to duże możliwości, które dają inną perspektywę, dlatego kluczowe jest realizowanie takich projektów właśnie w małych miejscowościach.

Taka działalność naprawdę wyrównuje szanse, a koniec końców wszystko zależy od nas – proszę mi wierzyć, mam znajomych z Warszawy i niejednokrotnie mieli dużo lepszy oraz ciekawszy start w życie, ale tego nie wykorzystali.

Zmierzam do tego, że faktycznie tego typu okazje do pozyskiwania wiedzy są ważne, ale istotna jest też otwarta głowa.

Po projekcie miał Pan jeszcze styczność z „Równać Szanse”?

– Nie, potem już nie. Tak jak powiedziałem – po liceum wyjechałem ze Stoczka i poświęciłem się nauce i pracy w zawodzie. W tygodniu praca na pełnym etacie, w weekendy uczelnia. Dużo robiłem, więc projekty mi uciekły.

Czy żałuję? Trudne pytanie, jeśli takie się pojawi. Wtedy skupiłem się na tym, że „Równać Szanse” było realizowane w moim mieście rodzinnym, w którym już nie mieszkałem, więc naturalnym krokiem było to, że nie wziąłem w nim udziału.

Dzisiaj gimnazjów już nie ma, ale gdyby miał Pan możliwość cofnięcia się do tych czasów, to wziąłby Pan udział w projekcie raz jeszcze?

– Na pewno. Z tą różnicą, że próbowałbym z niego wycisnąć jeszcze więcej.

Gdybym teraz mógł się cofnąć w czasie – pod warunkiem, że miałbym tę świadomość, którą mam teraz na temat życia i planów – to zdecydowanie zrobiłbym to jeszcze raz.

Czasami niestety jest tak, że wyciągamy wnioski z naszych wyborów i decyzji dopiero w dorosłym życiu.

I tym zdaniem będziemy zmierzali do końca naszej rozmowy. Panie Karolu, serdecznie dziękuję za przyjęcie zaproszenia i podzielenie się z nami Pana historią.

– To ja dziękuję za zaproszenie. To fajna okazja do postawienia takiej klamry kompozycyjnej i do zamknięcia tego etapu życia. Mam nadzieję, że ta rozmowa pozwoli komuś zastanowić się nad tym, czy są w swoim życiu w tym miejscu, w którym chcieli by być i co z tego miejsca mogą wyciągnąć.



Karol Piszcz – uczestnik projektów realizowanych w Stoczku w ramach Programu „Równać Szanse”, absolwent zarządzania na Akademii Ekonomiczno-Humanistycznej w Warszawie, managing director w agencji kreatywnej PR Setters.

Kontakt

Chętnie pomożemy i rozwiejemy wątpliwości

Paweł Walecki

🧑‍💼 Dyrektor Programowy

✉️ pawel.walecki@civispolonus.org.pl

☎️ 609 458 344

ℹ️ Sprawy merytoryczne