Panel wnioskodawcy
Serwis rownacszanse.org.pl wykorzystuje pliki cookies, które będą zapisywane w Państwa urządzeniu (komputerze, laptopie, smartfonie). W każdym momencie mogą Państwo zmienić ustawienia przeglądarki internetowej i wyłączyć zapis plików cookies.
Wróć do początku

[#4] Najtrudniejsze jest to, by w odpowiedniej chwili podać rękę – Danuta Daszkiewicz

Data publikacji: 12.12.2022

Szkolenie Młodzieżowych Liderów to nieodłączna część Programu Równać Szanse. Dlatego Pani Danuta Daszkiewicz, trenerka programu, opowiedziała nam o liderach oraz ich rozwoju, różnicach w pracy z dziećmi i młodzieżą oraz o największych wyzwaniach, które pojawiają się w pracy trenera. Zapraszamy!

Skopiowano!

Rafał Jutrznia: – Dzień dobry, zapraszam serdecznie na kolejny odcinek Inspirujących Historii z Równać Szanse. Ze mną Pani Danuta Daszkiewicz – dziękuję bardzo za przyjęcie zaproszenia!

Danuta Daszkiewicz: – Witam serdecznie wszystkich Was oraz wszystkich tych, którzy działają w Programie Równać Szanse.

Pani Danuto, nie będę udawał, że nie ekscytowałem się tą rozmową, bo jest Pani moim wyczekiwanym gościem. Miałem okazję poznać Panią podczas Szkolenia Młodzieżowych Liderów w 2016 roku, które – oczywiście z wielu względów – pozytywnie i często wspominam. Czy w tym wyjątkowym roku, jakim jest 2020, szkolenie odbyło się zgodnie z planem?

– Niestety COVID pokrzyżował nam plany i musieliśmy z niego zrezygnować. Dla nas to szkolenie jest niezwykle ważne, ponieważ możemy spotkać się z młodymi ludźmi, którzy realizowali projekty, na co ja – jako trener – nie zawsze mam szansę, bo zwykle pracuję z koordynatorami. Sami liderzy mogą poznać się też ze sobą i wspólnie stworzyć własną przestrzeń do rozwoju poprzez spotkania bezpośrednie, jak i przez tę przygodę, która się przez tygodniowe szkolenie dzieje. 

Jak z Pani perspektywy wygląda przygotowywanie takiego szkolenia? O co trzeba zadbać najbardziej?

– Jest to zawsze bardzo refleksyjna i koncepcyjna praca. Zastanawiamy się w jaki sposób przygotować szkolenie, aby z jednej strony dawało możliwości do ćwiczenia wielu różnych umiejętności i nabywania kompetencji. Z drugiej strony są to wakacje, więc konstruowany przez nas program musi zawierać punkty, które dla młodych ludzi będą także frajdą. Dlatego naszym zadaniem jest zrównoważenie tego, co będzie się na szkoleniu działo. Uczenie się, bycie ze sobą jest ważne, ale musimy zadbać o to, aby w ciągu tygodnia nie zawsze było przyjemnie i beztrosko. Rozwój to przecież także trudne sytuacje, które wydarzają się na szkoleniu. Uczą i zmuszają do wzajemnych refleksji. 

To, co osobiście zapamiętałem najbardziej ze szkolenia i co miało największy wpływ na nas, jako na grupę, to bardzo emocjonalne ćwiczenie o nazwie Wstań i wyjdź, podczas którego byliśmy podzieleni na dwie grupy i musieliśmy przekonać się do swoich racji. Zastanawiam się, czy ćwiczenia i zadania na takich szkoleniach są dobierane stricte pod specyfikę grupy, czy są to raczej działania, które mają wywołać zamierzony z góry efekt i z reguły go wywołują. 

– Program szkolenia i ćwiczenia, które się na nim pojawiają są częścią przygotowanego wcześniej zasobu. Mamy pewną skrzynkę pomysłów na zadania, które oczywiście mają swój cel i mają za zadanie szlifować poszczególne umiejętności czy nastawić uczestników na doświadczanie różnych sytuacji. Natomiast co z tej skrzynki wyjmiemy na danym szkoleniu, zależy od specyfiki grupy. To nie jest tylko jedno ćwiczenie Wstań i wyjdź, które powoduje kryzys w grupie, podczas którego liderzy muszą podejmować decyzje nie zawsze zgodne z wartościami i powodujące skrajne emocje. Są takie ćwiczenia, które podkręcają sytuację w grupie, natomiast jest ich dużo, a każde w pewien sposób się różni. Podczas szkoleń nigdy nie mamy ułożonych ćwiczeń w harmonogramie – mamy bank pomysłów, z którego wyciągamy to, co pasuje do temperamentu grupy. Swoją drogą, Waszą grupę bardzo dobrze pamiętam. 

Do tego jeszcze wrócimy, ale w pierwszej kolejności chciałem spytać o to, czy zdarza się, że nie wszystko pójdzie po myśli trenerów. Nie tak, jak było to zaplanowane?

– Zawsze tak jest. Każdego wieczoru spotykamy się i omawiamy sytuacje, które miały miejsce w grupie. Każda sytuacja, która miała miejsce, jest sytuacją uczącą – bez względu na to, jak wyjdzie. Dlatego nie oczekujemy, że dane ćwiczenie pójdzie w taki bądź inny sposób. Jako trenerki musimy być bardzo elastyczne i aktywnie reagować na to, co się dzieje. Nie chodzi nam o to, aby zrealizować jakiś scenariusz. On oczywiście jest z tyłu głowy, ale pracując z ludźmi trudno jest przewidzieć, co się wydarzy i jakie relacje pomiędzy uczestnikami powstaną. Staramy się z każdej sytuacji, która się wydarzy, wyciągnąć coś dobrego dla liderów. Scenariusz kojarzy mi się z pobieżnym „odklepaniem lekcji”, a jeśli ma być prawdziwie i ludzie mają na tym skorzystać, to działania muszą być realizowane na żywym organizmie. Wymaga to od nas niezwykłej uwagi i dużego skoncentrowania na wszystkich osobach. Niewątpliwie jest to duży wysiłek.

A wracając do tego, co powiedziała Pani wcześniej – czy są grupy, które w jakiś sposób się wyróżniają? Grupy, które pamięta się bardziej bądź mniej? 

– Są roczniki, które nas odwiedzają co roku, w związku z tym trudno nawet je zapomnieć. *śmiech* To pokazuje, że przeprowadzone przez nas szkolenie było dla nich dużym przeżyciem. Dla mnie jest to niezwykle wzruszające, jeśli po trzech-czterech latach jakaś grupa do nas przyjedzie. Wtedy dochodzi do spotkań obecnych uczestników szkolenia z byłymi, podczas których przekazują sobie emocje i opowieści. To jest zawsze coś zupełnie nieplanowanego, czego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Wiele osób obserwuję w mediach społecznościowych, cieszę się z ich sukcesów i rozwoju – to jest chyba najlepsze w tym szkoleniu. Wspólnie spędzony tydzień rzeczywiście w jakiś sposób wpływa na to, co dalej w życiu robią i w jaki sposób patrzą na świat. 

Dopowiedzmy jeszcze, że w szkoleniu Młodzieżowych Liderów biorą udział najaktywniejsi uczestnicy projektów lokalnych. Czy wśród takich aktywnych znajdują się „liderzy liderów” oraz Ci, którzy będą im ustępowali pomimo posiadania pewnych cech przywódczych?

– To jest niesamowite doświadczenie, bo przeważnie jest tak, że liderzy pracują w grupach, w których jako jedyni odgrywają rolę dowódcy. Na szkoleniu są sami liderzy. Spotykają się i chcą przejąć dowodzenie nad grupą. Fajnie jest, gdy są to liderzy przechodni i co jakiś czas zmieniają swoje role. Wydaje mi się, że młodzi uczą się na szkoleniu tego, że nie zawsze będą liderami. Moim zdaniem największym doświadczeniem dla lidera jest na moment nim nie być. Zrezygnować z tej roli, gdy ktoś przejmuje tę aktywność, przyjrzeć się samemu sobie z perspektywy uczestnika oraz w ogóle samemu procesowi przejmowania tej roli w grupie, w której są tak silne osobowości. To uczy współpracy, wzajemnego słuchania się. Oczywiste jest to, że pojawiają się osoby, które się wycofują, ale w grupie potrzebni są wszyscy uczestnicy – także Ci, którzy na chwilę usuną w cień, bo gdyby wszyscy w jednym momencie przejmowali głos, to nie doszliby do porozumienia. Mamy jednak takie ćwiczenia w zanadrzu, podczas których proces podejmowania decyzji w grupie, w której każdy ma swoją słuszną prawdę… jest trudny. Musimy pamiętać, że tylko to, co trudne jest rozwijające. 

Rzeczywiście – w moim przypadku zejście z pozycji lidera do pozycji członka grupy pokazało mi, że przywódca nie tylko prowadzi i wyznacza cele, ale aktywnie działa. A jak wyglądało Pani pierwsze spotkanie ze Szkoleniem Młodzieżowych Liderów? Pytam, bo ciekawi mnie czy w pracy z młodzieżą jest miejsce na metodę prób i błędów. 

– Oczywiście, że tak. Jestem w tym programie od jego początków i zawsze będę go wspierała, bo uważam, że jest to program prawdziwy. I wydaje mi się, że człowiek prawdziwy te błędy popełnia. Zawsze mówię „dzięki za błąd, bo dzięki niemu się rozwinęłam!”. Gdybym ciągle wszystko dobrze robiła jako trenerka, to niczego bym się nie uczyła. Zachęcam do tego młodych ludzi – kiedy człowiek próbuje nowych rzeczy, to nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. Wymaga to wysiłku. Pamiętam, jak prowadziłam – dosyć dawno – swój pierwszy trening personalny. Modliłam się cały dzień, żeby nikomu nie zrobić krzywdy. Żeby tak prowadzić ten trening, aby – być może wielu zmian nie dokonać, ale nie zrobić takiej rzeczy, którą ten ktoś będzie potem negatywnie pamiętał. A wiemy przecież, ze do trudnych sytuacji dochodzi. Dlatego uważam, że dla trenera najważniejsza jest ciągła nauka i słuchanie informacji zwrotnych od ludzi, którzy biorą udział w działaniach. Wszystko po to, by dostrzec, że jesteśmy ludźmi. Jesteśmy prawdziwi, więc od czasu do czasu się przewracamy. 

A co składa się na tę prawdziwość Programu Równać Szanse, o której Pani mówi?

– To jest jeden z nielicznych programów w Polsce, w których naprawdę chodzi o zmianę w młodych ludziach. Stawia się na inwestycje w młodzież – na ich samodzielność, podmiotowość i na to, by sami zaczęli działać. Nie ważne są dokumenty i papiery. Liczą się ludzie. I to jest dla mnie ta prawdziwość. Staram się zawsze na szkoleniach przypominać, że możemy się rozwijać tylko wtedy, gdy damy się poczuć i poznać innym ludziom. Ten program w to inwestuje. Zależy nam, żeby się działo. Kompetencje, które pojawiają się w programie są naprawdę prawdziwe, bo rzeczywiście pojawiają się w życiu. To nie ważne kim się będzie, jaki zawód będzie się wykonywało i jak potoczy się życie człowieka, ponieważ są to umiejętności, które wspomagają w każdej chwili i ułatwiają drogę do osiągnięcia sukcesu. To jest fajne w tym programie i za to go bardzo cenię.

A co Pani zdaniem jest najtrudniejsze w pracy z młodzieżą?

– To zależy, w jakim wieku pracujemy. W Równać Szanse mamy do czynienia głównie z wiekiem adolescencji – trudnym wiekiem dojrzewania, w którym pojawiają się pierwsze poważne wybory, miłości na śmierć i życie. Jest to też okres dużej otwartości na eksperymentowanie i próbowanie nowych rzeczy. Wydaje mi się więc, że najtrudniejsze w pracy z młodzieżą jest to, aby dostrzec trudną sytuację w dobrym momencie i w odpowiedniej chwili podać rękę. Będąc dorosłym pracującym z młodymi ludźmi trzeba być bardzo uważnym na to, co się z nimi dzieje w życiu prywatnym – nie chodzi o to, aby się narzucać,  ale dać poczucie, że ten młody człowiek ma kogoś, na kogo może liczyć. Mam takie wrażenie, że wielu koordynatorów staje się takimi osobami dla młodzieży. Życie jest życiem. Każdy ma swoją historię, za którą mogą kryć się problemy w domu lub szkole, nieudane miłości oraz przyjaźnie. To jest naprawdę trudny wiek, więc dobrze jest, gdy młodzi mogą się w coś zaangażować. Coś, co da im poczucie przynależności do grupy. 

Rozmawiałem też o tym z Panem Ryszardem Michalskim, który także jest zaangażowany w Program Równać Szanse – zastanawiam się, czy obserwuje Pani losy swoich byłych podopiecznych.

– Kilku liderów z Programu Równać Szanse stało się koordynatorami projektów. Wspaniale było spotkać młodych ludzi z grona Młodych Liderów na szkoleniu Regionalnego Konkursu Grantowego, gdzie podjęli się realizacji projektów. Widzi się wtedy, że ktoś przekracza kolejne schody i sięga po kolejne przygody z programem. Chciałabym nawet, aby więcej takich osób stawało się pionierami w realizacji projektów. Spotykam uczestników szkolenia także w innych sytuacjach. Jest to rzeczywiście doświadczenie namacalne, bo widzę, że te osoby radzą sobie w życiu, mają często ciekawą pracę. No i widzę Ciebie! To jest bardzo budujące i miłe, że nasze losy się ponownie krzyżują.

Wiem po sobie, że w programie zostaje się na dłużej, ale chciałem spytać się Pani czy projekt rzeczywiście daje możliwość uczestnikom do kontynuowania swojej obecności w jego ramach – nawet już po osiągnięciu dorosłości?

– Oczywiście zdarzają się takie sytuacje. Niektórzy uczestnicy stali się koordynatorami, a koordynatorzy stali się trenerami. Są to więc osoby, które przeszły z nami całą drogę. Jest wiele „dzieci Równać Szanse”, bo tak je pieszczotliwie nazywamy, które dalej intensywnie działają w projektach. Takim przykładem jest też Paweł Walecki, który był koordynatorem, działał w projektach, a teraz jest… naszym szefem. Wydaje mi się więc, że te możliwości są szerokie, ale ważne jest to, aby młodzi działali w zgodzie ze sobą i swoimi marzeniami. Nie ważne co robią, gdzie są, tylko żeby mieli poczucie szczęścia i tego, że to jest dla nich dobre. Że mogą się utrzymać i prowadzić godne życie – jakkolwiek je rozumieją. 

Była Pani także współautorką modelowego projektu Równać Szanse. Jak wyglądała praca nad modelem? 

– Praca nad modelem zawsze jest czymś trudnym z perspektywy wyłonienia z projektu metody. Najtrudniejsze jest spojrzenie na to, co się robi z pewnego meta poziomu i zastanowienie się, po co my to właściwie robimy i co stanowi filary wybranej przez nas metody, a potem opisanie tego z punktu widzenia metodologii. Metodologii, czyli tego, co po kolei powinno się dziać i czym ma to zaowocować. Trzeba stworzyć pewien sposób działania, który daje określone efekty. Wydaje mi się, że wzbicie się na ten meta poziom jest zawsze trudne. Cieszymy się jednak, że udało nam się zrobić. W późniejszych latach wspomagałam także inne organizacje w procesie wyłaniania metodologii. Problemem jest to, że organizacje pozarządowe robią wiele różnych projektów, ale po ich zrealizowaniu zostaje tylko papierek świadczący o tym, że coś się kiedyś działo. Tymczasem przy swoich działaniach organizacje te tworzą przeróżne metody na pracę z młodymi ludźmi i fajnie byłoby, gdyby potrafiły to opisywać, a przez to tworzyć swoje „know-how”. 

Niedawno miałem okazję rozmawiać z Laurą Straś, która brała udział w Szkoleniu Młodzieżowych Liderów i opowiedziała nam o nim z perspektywy uczestnika. Zadałem jej wtedy pytanie o to, czy jest w stanie przywołać jakieś wspomnienie z warsztatów. Odpowiedziała, że ten tydzień był ogólnym i budującym doświadczeniem stanowiącym pewną całość, przez co nie jest w stanie wymienić żadnej konkretnej sytuacji. Stąd moje pytanie do Pani – czy jest sytuacja, która przychodzi Pani jako pierwsza na myśl, gdy myśli Pani o minionych edycjach szkolenia? 

– Sytuacji jako takiej raczej nie jestem w stanie przywołać, natomiast zawsze najbardziej emocjonalnym momentem szkoleń jest dla mnie podsumowanie, podczas którego mieliśmy się rozstawać. Młodzi przygotowują filmy z całego tygodniowego pobytu. Dla mnie niezwykle fascynujące jest zobaczenie tego, co oni tak naprawdę uchwycili, które momenty były dla nich ważne. Uświadamia mi to ilu rzeczy jednak nie widziałam lub nie wiedziałam, że miały dla nich aż takie znaczenie – jak chociażby pyszne jedzenie. To uchwycenie w kadrze tych popołudniowych i wieczornych elementów było zawsze dla mnie przeżyciem. 

Podzielam Pani zdanie! Pamiętam, że na własnym szkoleniu również bardzo przeżyłem ten moment. Oprócz pracy z młodzieżą zajmuje się Pani także pracą z dziećmi w ramach Centrum Małego Dziecka i Rodziny w Sępólnie Krajeńskim. Młodzież bywa trudna, a wychowanie dzieci na pewno pochłania wiele energii. Jest Pani w stanie stwierdzić, z kim współpraca wymaga większego zaangażowania?

– Nie, chyba nie. Każdy wiek rozwojowy to inne wymagania i wyzwania. Centrum istnieje siedem lat, ale to chyba Równać Szanse nauczyło mnie tego, co przydaje mi się także w pracy z dziećmi. To nie jest tak, że rozwijamy tylko młodych ludzi. My też się rozwijamy. Program nauczył mnie współpracy lokalnej, dążenia do celu i tego, że każde marzenie może się spełnić. Dlatego wspólnie z rodzicami zbudowaliśmy takie miejsce, w którym realizujemy wszystkie kompetencje, o których mówimy w Równać Szanse. Pracujemy na sprawczość z dziećmi od czwartego miesiąca do czwartego roku życia. Roczne dzieci są w stanie same nalać sobie zupę z wazy. Wszyscy patrzą na to, jak na pewne zjawisko, ale te dzieci rzeczywiście to potrafią. Ważne, żeby umiały ustać na nogach lub stabilnie siedzieć – wtedy sobie z tym poradzą. Posiłki są dla nich przyjemnością, bo same robią sobie kanapki. Uczymy się trzymać ręce z tyłu, czyli dawać przestrzeń do działania. To jest na pewno cecha wspólna, bo o tym mówią także koordynatorzy projektów. Wydaje mi się, że kompetencje są bardzo podobne w jednym i drugim przypadku. 

No dobrze, ale jednak mówi się, że małe dzieci to mały problem, a duże dzieci to duży problem. 

– Nie, nie. Są inne wyzwania. Jeżeli przyglądamy się temu, jak dziecko poznaje świat, to wiemy, że trzeba dziecku ufać i wiedzieć, gdzie postawić granice. Problemy w tych grupach wiekowych mają inny charakter. Małe dzieci wchodzą wszędzie, są nieprzewidywalne, więc musimy dbać o ich bezpieczeństwo, ale tez bez przesady. Z kolei dorośli eksperymentują w różnych dziedzinach i też trzeba nauczyć się stawiać granice. To są po prostu inne obszary, ale wysiłek jest ten sam. Jedyne, co różni te sytuacje i co jest dla mnie ważne, to fakt, że z dziećmi jestem od początku i mam na nie duży wpływ. Mówi się, że zasób, jaki będzie miało dziecko w pierwszych trzech latach życia, warunkuje ich życie później.  W związku z tym pojawia się konieczność profesjonalnej adaptacji, czyli uczenia dzieci reakcji na zmiany czy rozwijania sprawczości i samodzielności. To są rzeczy, które możemy im dać „od zaraz” i podobno są im w tym wieku niezwykle potrzebne. Starsze osoby są ukształtowane, mają swój własny bagaż doświadczeń – to może być w pewnym sensie trudniejsze. 

Centrum Małego Dziecka i Rodziny był inicjatywą oddolną. Powstała, ponieważ…


– Ponieważ nie było prawdziwego miejsca dla rodziny. Tu znajduje się przestrzeń dla rodziny, która może się spotkać w bezpiecznych warunkach na różnego rodzaju wydarzeniach plenerowych, które organizujemy. A ponieważ pojawiły się środki na tego typu inwestycje, żłobek stał się miejscem dla programów rozwojowych. Nauczyliśmy się dzięki temu wiele na temat kreowania nowoczesnej, kreatywnej rzeczywistości dla dzieci. Siedem lat temu nie było takich miejsc w Polsce, więc zbudowaliśmy je od zera. Dziś mamy wizyty studyjne, wiele osób nas odwiedza i podziwia, a nam ciągle jest mało. Jest to też miejsce, w którym pracuje się „w spowolnieniu” – staramy się chodzić wolniej, bardziej uważnie przyglądamy się temu, co się dzieje w życiu. I tego uczymy też rodziców. U nas nie zawsze „więcej to lepiej”. 

Nie ma Pani takiego wrażenia, że w dzisiejszych czasach traktuje się dzieci z przesadną opiekuńczością i otacza się je pewnego rodzaju bańką? 

– Tak, to prawda. Troska o bezpieczeństwo dzieci i o to, by miały lepiej w życiu niż dorośli nie przekłada się na ich sprawczość i siłę emocjonalną. Przed dziećmi stawia się proste zadania, przez co mają mniejszą szansę na to, by odczuwać satysfakcję z tego, że udało im się coś zrobić. 

Nawet jeżeli się nie uda, to jak już ustaliliśmy – błędy uczą i kształcą. 

– Oczywiście. To jest podstawa rozwoju. Pamiętam, jak prowadziłam szkolenie dla kadry w Centrum Nauki Kopernik. Ja uczyłam ich pracować z ludźmi, a oni pokazywali mi doświadczenia. Była sytuacja, w której powiedziałam, że czegoś nie wiem. Powiedzieli mi wtedy „super, że nie wiesz. Bo jak się dowiesz, to się rozwiniesz”. Zostało mi to w pamięci do dziś, a niestety w szkole „nie wiem” równa się z jedynką. Popełnianie błędów jest uważane za coś strasznego. Nasza edukacja nie opiera się na kibicowaniu na drodze do wiedzy, tylko na karaniu za niewiedzę. Straszne. 

To jest niestety szerszy problem…

– I nie będziemy o nim mówić. *śmiech*

Pani Danuto, dziękuje serdecznie za tę rozmowę. Życzę Pani wielu sukcesów na płaszczyźnie trenerskiej, jak i w Centrum Małego Dziecka i Rodziny. Dziękuję także naszym słuchaczom oraz czytelnikom. Zapraszam na kolejny odcinek naszego podcastu już niedługo. Dziękuję bardzo!

 

Danuta Daszkiewicz – trenerka programu Równać Szanse, współautorka projektu modelowego i współtwórczyni wielu programów szkoleniowych w zakresie komunikacji, budowania zespołu, wspierania rozwoju dzieci i młodzieży. Dyrektorka Centrum Młodego Dziecka i Rodziny w Sępólnie Krajeńskim.

Kontakt

Chętnie pomożemy i rozwiejemy wątpliwości

Paweł Walecki
🧑‍💼 Dyrektor Programowy
✉️ pawel.walecki@civispolonus.org.pl
☎️ 609 458 344
ℹ️ Sprawy merytoryczne