Panel wnioskodawcy
Serwis rownacszanse.org.pl wykorzystuje pliki cookies, które będą zapisywane w Państwa urządzeniu (komputerze, laptopie, smartfonie). W każdym momencie mogą Państwo zmienić ustawienia przeglądarki internetowej i wyłączyć zapis plików cookies.
Wróć do początku

[#1] Mogę, jeśli chcę. Nie muszę, jeśli nie chcę! – Radosław Lis

Data publikacji: 12.12.2022

Aktor, tancerz i reżyser światła, który w 2006 roku brał udział w projekcie realizowanym w Gimnazjum w Pluskowęsach. O projekcie, zamiłowaniu do średniowiecza oraz odkrywaniu swoich możliwości w rozmowie z absolwentem Równać Szanse Rafałem Jutrznią, opowiada również nasz absolwent – Radosław Lis.

Skopiowano!

Rafał Jutrznia: Dzień dobry, Radku!

– Radosław Lis: Dzień dobry, witam. 

Brałeś udział w projekcie “Z kulturą przez wieki”, realizowanym już dawno, bo w 2006 roku w Pluskowęsach. Jak doszło do Twojego udziału w tym programie?

– Projekt napisały nauczycielki z mojej szkoły. Ja akurat byłem w trzeciej klasie gimnazjum, gdy zaczynaliśmy. Byłem jednym z tych chętnych, którzy stwierdzili “Jasne! Dodatkowe warsztaty i wycieczki? Biorę!”. “Równać szanse” było pewnego rodzaju dodatkiem, faktycznie inne rzeczy zainteresowały mnie na początku bardziej. Sama kultura średniowiecza wydawała mi się ciekawa, ale i możliwość pracy z programem graficznym Corel, który na tamte czasy był naprawdę fajnym programem. Tak się składało, że interesowałem się informatyką. Dlatego stwierdziłem, że rozwój umiejętności i dodatkowych możliwości to coś naprawdę wartego udziału w tym przedsięwzięciu. 

Czyli tym, co zachęciło Cię do udziału w projekcie, nie była idea programu, a wszystko to, co było z nią związane?

– Sama idea tego, żeby wyrównywać szanse dzieciaków na wsi, takich jak ja, była i jest świetna, ale wydaje mi się, że w tamtym czasie postrzegałem to właśnie przez pryzmat tych dodatków. Zajęcia, wycieczki, możliwość rozwoju i zdobycia umiejętności – to były rzeczy, które pozwalały mi, jako dzieciakowi ze wsi, na kontrolowaną ucieczkę od obowiązków gospodarczych. Pozwalały na poznanie czegoś innego, zetknięcia się ze światem „nierolniczym”.

Dołączyłeś do projektu. I co dalej? Jak wspominasz przebieg projektu po tylu latach?

– Jest parę takich rzeczy, które dobrze pamiętam – między innymi wycieczki na zamki krzyżackie w kujawsko-pomorskim. Nie pamiętam dokładnie wszystkich miejsc, ale byliśmy m.in. w Radzyniu Chełmińskim, gdzie zobaczyliśmy ruiny tego zamku i to było dla mnie naprawdę coś. Choć wydaje mi się, że rzeczą, którą wspominam najlepiej, była wycieczka do Torunia. Prawdopodobnie, bo nie jestem tego pewien, ale gdzieś w ratuszu mieliśmy warsztaty plastyczne i uczyliśmy się kaligrafii. Jest to dla mnie wyjątkowe wspomnienie,  ponieważ po latach okazało się, że mam dysgrafię. Zawsze pisałem jak “kura pazurem”, ale ta lekcja pięknego pisma gotyckiego była dla mnie czymś naprawdę ciekawym. Wkrótce doszedłem do takiej wprawy, że napisanie mojego imienia i nazwiska zajmowało mi 5 minut. Zrozumiałem wtedy, że używając kaligrafii nie piszę, tylko maluje słowa. To mnie w jakiś sposób ukierunkowało też na późniejsze wybory życiowe i pójście w stronę plastyczną. Takie rzeczy wspominam jako dobre. No i oczywiście zakończenie samego projektu na zamku Bierzgłowskim. Zorganizowaliśmy bal średniowieczny. Inicjatywa była super, kostiumy itd. Ja sobie wymyśliłem, że… Nie będę żadnym księciem średniowiecznym, ale będę mnichem.  Stwierdziłem, że skoro nie można wypożyczyć takiego kostiumu średniowiecznego to poproszę mamę – która jest krawcową – o pomoc. Dała mi materiał, a ja wziąłem mydełko, odrysowałem, powycinałem i uszyłem sobie strój. Ona tylko na maszynie go zabezpieczyła, żeby mi się nie rozleciał. W takim stroju dumnie bawiłem się na balu średniowiecznym, który odbywał się w maju 2007 roku, czyli już po całym roku szkolnym działania tego projektu.

Wasz projekt oscylował wokół tematyki średniowiecznej, a więc dość odległej dla większości młodych ludzi. Przypominasz sobie coś, co było najtrudniejsze nie tylko dla Ciebie, ale też dla grupy?

– Szczerze nie wiem. Nie wiem, co mogło być dla nas trudne. Każdy odbierał to pewnie trochę inaczej. Ale nie wspominam tego czasu w ogóle jako czasu trudności. To było raczej poznawanie i doświadczanie, a więc takie zarażanie się tym średniowieczem, bardzo udane z resztą, bo średniowiecze do tej pory jest moją ulubioną epoką. Zafascynowały nas te wszystkie mroki średniowiecza, które zostały nam w jakiś sposób rozjaśnione. Rzeczywiście, być może trudnym wyzwaniem była dla mnie ta kaligrafia, ale stała się też przyjemnością i nauką czegoś zupełnie nowego, z czym do tej pory się nie spotkałem. 

Czyli wyzwania, które pojawiały się na waszej drodze, staraliście się traktować jako coś,   z czego można wynieść nowe doświadczenie?

– Dokładnie tak. 

Powiedz mi, Radku, jaka była twoja rola w projekcie? Czym się zajmowałeś?

– Byłem uczestnikiem. Byłem czynnym uczestnikiem tego projektu, korzystającym z tego całego dobra, które zostało nam zaoferowane. Wszyscy byliśmy równi w tym uczestnictwie, nie rywalizowaliśmy, staraliśmy się wspólnie uczestniczyć we wszystkich aspektach projektu. Pamiętam jedną rzecz, na którą nie wszyscy się zdecydowali – poznawanie tekstów literackich pochodzących ze średniowiecza. Mieliśmy możliwość wybrania tekstu i recytacji. Do tej pory pamiętam większość tekstu, który sobie wybrałem –  „Rozmowy mistrza Polikarpa ze śmiercią”. I muszę przyznać jest to cudowny, średniowieczny opis śmierci. To było takie wyzwanie poradzić sobie z tym specyficznym wierszem, z tymi opisami, słowami niekoniecznie wtedy dla mnie zrozumiałymi i znanymi. Jednocześnie było to coś bardzo motywującego do działania i poznawania, były to wyzwania, które otwierały. Tylko trzeba było faktycznie chcieć. Wiem, że niektórzy mogli sobie odbierać ten projekt jako darmowe wycieczki albo możliwość spędzenia czasu poza domem. Ja faktycznie zostałem zarażony tą pasją i chęcią do poznawania i odkrywania. 

I to poznawanie było celem Waszego projektu? 

– Z perspektywy uczestnika uważam, że celem było danie nam, jako dzieciakom ze wsi, dostępu do kultury i sztuki, który nie był dla nas tak prosty i łatwy, jak ma to miejsce w miastach. Tamte czasy to były też czasy, kiedy jechaliśmy na wycieczkę do Torunia i poznawaliśmy tę całą architekturę i miasto, które jest blisko, ale jednocześnie na tamten czas było bardzo daleko i bardzo trudno dostępne dla większości z nas. Wycieczki – te teatralne czy do muzeów – nie były… i pewnie nie są tak prostą rzeczą dla dzieci rolników. To było zawsze wiadome. Trzeba się wybrać do miasta całą rodziną – przecież nie można puścić dzieciaka samego. Dzieci na wsi muszą odkryć kulturę wysoką gdzieś przez przypadek i się zafascynować, iść w to dalej. Drugą opcją jest sytuacja, w której ktoś pokaże im tę sztukę i ich tym zaciekawi. Ja miałem to szczęście, że nam pokazały to nauczycielki realizujące projekt. Pani Danuta Zdrojewska, Pani Beata Niedziałkowska, Pani Iwona Pietrowska – te nauczycielki faktycznie nas zaraziły myślą, że jeśli chcesz, to możesz poznać coś innego niż tylko wieś. Możesz poznać historię, możesz poznać kulturę, sztukę i zafascynować się tym, a potem wybrać co chcesz. I ja faktycznie sobie wtedy wybrałem z tego coś, w co poszedłem w przyszłości. 

Czyli to doświadczenie, które zdobyłeś, pomogło Ci dojść do miejsca, w którym jesteś teraz?  

– Tak! Uważam, że bardzo mocno. Często słyszę, że zawsze miałem dużą dozę pewności siebie i śmiałości, ale projekt “Z kulturą przez wiekI” faktycznie pozwolił mi wyjść do tej kultury, nie być tylko odbiorcą, ale i działać w niej mocniej. Wtedy poczułem, że zostałem doceniony. Miałem też super nauczycieli. Tych, których wspomniałem – Pani Renata Szymecka, która prowadziła kółko teatralne, Pani Piotrowska, czyli nauka języka polskiego i moja wychowawczyni oraz Pani Niedziałkowska od plastyki. To były osoby, które – nie tylko przy projekcie, ale przez całe gimnazjum – pozwoliły mi uwierzyć, że “Radosław! Skoro masz zdolności plastyczne, to możesz iść w plastykę! Radosław potrafisz recytować, potrafisz mówić, to możesz się dalej bawić teatrem”. To jest też chyba charakterystyka dorastania na wsi – przez wiele, wiele lat, do dziewiętnastego roku życia nie wierzyłem w to, że mogę być aktorem. Ja w aktorstwo się bawiłem. Był to dodatek, była to ucieczka od domu i obowiązków typowo rolniczych. Udawałem, bawiłem się w mówienie na scenie. W pewnym momencie okazało się, że… no tak, bawię się już od kilku lat i sprawia mi to przyjemność. A skoro to jest coś przyjemnego, to  może to faktycznie powinna być rzecz, którą chciałbym się zająć profesjonalnie i na poważnie. No i myślę, że ta cała praca w tej trzeciej gimnazjum pozwoliła na to, aby odkryć „Fakt, mogę, jeśli chcę. Nie muszę, jeśli nie chcę”. Więc tak, tak myślę.

Wspomniałeś, że wasz projekt skończył się wielkim balem średniowiecznym w maju 2007 roku. Sami go przygotowywaliście?

– Z pomocą nauczycielek oczywiście, ale to była nasza praca. Tak jak wspomniałem, ja sobie sam uszyłem strój z niewielką pomocą mojej mamy, ale wiem, że koleżanki miały np. piękne, średniowieczne suknie balowe, które często były skądś wypożyczone. Sami staraliśmy się dostęp do potrzebnych miejsc czy o wypożyczenie sprzętu i strojów, więc takie doświadczenia też były bardzo budujące. Chcieliśmy zrobić ten bal, chcieliśmy mieć wyniki, więc musieliśmy na nie zapracować. Dla nas to była przyjemność sama w sobie. Uczyliśmy się tańców średniowiecznych, więc zaczęliśmy cały ten bal takim orszakiem. To były takie przeżycia budujące i napełniające optymizmem, chęcią do działania poznawania dalej tego świata.

W jaki sposób wpłynął na Ciebie udział w projekcie?

– Pamiętam, że rozwinąłem się wtedy w aspektach informatycznych. Zacząłem programować strony internetowe w języku HTML i PHP. Ta praca z grafiką, z tym Corelem, to była taka rzecz, o której pomyślałem: „Idź w to! Poznaj to! Rób to, bo to jest coś, do czego nie masz zazwyczaj dostępu, a dostałeś takie możliwości, więc brnij”. Więc te informatyczne rzeczy zadziałały na jakiś czas, choć to było bardziej hobbystycznie. Zabawne natomiast jest to, że ostatnio obroniłem pracę magisterską na temat reżyserii światła i jej znaczeniu w budowaniu spektakli. Mam w niej coś takiego jak “Rys przez dzieje”, więc musiałem zarysować to, jak historia światła wyglądała. Hhistoria głównie opierała się na średniowieczu, na architekturze, na iluminacjach, na rzeczach, które faktycznie działy się w tamtej epoce. Ponieważ to zarażenie od gimnazjum utrzymywało mi się przez wszystkie lata życia. To czas, który jest dla mnie bardzo inspirujący pod względem zarówno odkryć, jak i pod względem architektury, pod względem literatury czy sztuki, która głównie była sztuką sakralną. Ale w jakiś sposób piękną! I to jest taka rzecz, za którą dziękuję temu projektowi, który wyczulił mnie na piękno. Wyczulił mnie na karty historii, odkrywanie tego, co było i co może być w przyszłości. Bo z historii oczywiście możemy się uczyć i też przepowiadać sobie co może być niedługo. To są rzeczy najcenniejsze z tego, które wyniosłem. Oczywiście poza zmysłem plastyczny i wiarą, że mogę iść do liceum, być plastykiem, bo na taki kierunek poszedłem. Zyskałem mnóstwo pewności siebie. Pod takim względem, że „To jestem ja! I mogę występować przed Państwem!”.To mi się aktualnie bardzo przydaje w życiu zawodowym. I myślę, że takie podwaliny dostałem w tamtym momencie. Wtedy się wyklarowało to, że ja mogę, że nie jestem tylko wiejskim dzieckiem, które powinno zostać na wsi. Jestem człowiekiem, który jeśli chce, to może iść i odkrywać świat, a i te gałęzie tego świata, które chce.

Zaznaczmy, że jesteś aktorem i tancerzem we Wrocławskim Teatrze Tańca. Tak?

– Byłem. Byłem aktorem i tancerzem we Wrocławskim Teatrze Tańca. Teraz jestem głównie wolnym strzelcem.

Co powiedziałbyś osobom, które dziś stają przed wyborem: wziąć udział w projekcie czy jednak nie?

– Hmm… co bym powiedział dziś takim osobom? Oczywiście, że tak! Oczywiście, że wziąć udział, tylko zastanawiam się jak to uargumentować. Po prostu – weźcie udział, bo jeśli nie poznacie, to się nie dowiecie, a jeśli poznacie, to może coś odkryjecie.

Radku, dziękuję Ci pięknie za rozmowę. Twoja historia ukazuje program “Równać Szanse” nie tylko jako projekt społeczny, ale jak coś, co naprawdę wpływa na ludzi. Dziękuję Ci!

– Dziękuję również. Miłego dnia! Życzę kolejnych 20 lat i więcej działania projektu. Dziękuję za rozmowę – dobrze było sobie powspominać te czasy, bo to były naprawdę odkrywcze lata i zachęcam wszystkich do wzięcia udziału, jeśli będą mieli taką możliwość, bo to jest rzecz która… “Co zasiejemy w ziarnku, to tam wtedy wykiełkuje”. Wiadomo, o co chodzi. Dziękuję!

Kontakt

Chętnie pomożemy i rozwiejemy wątpliwości

Paweł Walecki

🧑‍💼 Dyrektor Programowy

✉️ pawel.walecki@civispolonus.org.pl

☎️ 609 458 344

ℹ️ Sprawy merytoryczne