[#7] Jeżeli robimy coś, co wyrasta z nas samych, to nie trzeba nas motywować – Marzena Łotys
Data publikacji: 12.12.2022O tym czego potrzebują młodzi oraz jak zachęcić ich do wspólnego działania, opowiada gość specjalny Inspirujących Historii Równać Szanse, Pani Marzena Łotys – doktor psychologii oraz współtwórczyni pierwszych programów szkoleniowych, jak i samego Programu Równać Szanse.
Rafał Jutrznia: – Dzień dobry, Rafał Jutrznia, witam w kolejnej inspirującej historii z Równać Szanse. Dziś z nami gość wyjątkowy, bo osoba o niezwykle szerokich horyzontach. Trenerka i współautorka programu Równać Szanse, Pani Marzena Łotys. Dzień dobry!
Marzena Łotys: – Dzień dobry.
Ma Pani naprawdę duże doświadczenie w pracy z młodzieżą. Co trzeba dziś zaproponować młodzieży, by chciała się zaangażować? Bo mówi się, że młodzież jest raczej niechętna do tego, aby coś robić.
– Chyba nie podzielam takiego poglądu. Z moich własnych doświadczeń wynika, że młodzież to – jeśli chodzi o rozwój – głównie osoby w wieku, w którym zdecydowanie chce nam się działać i chcemy zmieniać świat.
Myślę raczej, że to dorośli mają w tym dużą rolę. Ich zadaniem jest to, by pozwolić młodym odkrywać siebie, poznawać świat i poszukiwać swojego miejsca w tym świecie.
Rolą dorosłych powinno być zmienienie sposobu myślenia – z takiego, że młodzież trzeba nauczać na taki, który pozwoli im być i towarzyszyć w tym innym spojrzeniu na świat, jaki mogą oferować młodzi.
To znaczy, że bajki o tym, że młodzież jest leniwa możemy schować na półkę i o nich zapomnieć?
– Oczywiście każdy z nas ma prawo do własnego oglądu rzeczywistości. Opieram się na swoich doświadczeniach. Wynika z nich, że to właśnie nastawienie dorosłych na nauczanie i pouczanie, powoduje wycofanie – ale nie wycofanie z każdych form aktywności, tylko z wycofania z aktywności, w której są obecni dorośli.
Młodzi żyją wtedy swoim życiem. Często nauczyciele czy rodzice niewiele na temat tego życia wiedzą. Powstają wtedy takie światy równoległe. To właśnie dlatego zawsze bardzo podobał mi się Program „Równać Szanse”.
W nim zawsze było i na szczęście nadal jest tak, że znajduje się przestrzeń dla młodych oraz dla towarzyszących dorosłych. Jest także wzmacnianie technicznych kompetencji. Wszystko po to aby te dwa światy mogły ze sobą współpracować.
Czyli idealny przepis na program to aktywni młodzi wraz z towarzyszącymi dorosłymi?
– Tak, dlatego że samodzielność to nie samotność. Rola dorosłych jest istotna. Ważna jest ta równowaga – każdy z pozycji własnych doświadczeń coś wkłada w te działania, które są wspólnie planowane.
Swego czasu bardzo aktywnie działałem w różnych organizacjach i odniosłem wrażenie, że dorośli, którzy wychodzili z propozycją aktywności do młodzieży, sami nie byli wystarczająco zmotywowani do działania i nie wiedzieli jak pracować. Uważa Pani, że podejście dorosłych może powodować pewne przeszkody do zaangażowania się młodych?
– To bardzo zasadnicza bariera. Jeżeli nie zostawia się przestrzeni dla młodych partnerów, to wchodzenie z pozycji młodzieży w rolę posłusznych wykonawców cudzych idei nie jest – z punktu widzenia rozwoju osobowości – wygodną propozycją. Ona nie jest wygodna, nie jest też dobra, gdy myślimy w ogóle o społeczeństwie.
Działanie nie powinno być oparte na posłuszeństwie. Moim zdaniem wielką wartością jest umiejętność współpracy, gdzie każdy wkłada coś od siebie, dzieląc się swoimi doświadczeniami. Ta wymiana doświadczeń jest niezwykle ważna, bo czym bardziej zróżnicowany wiek metrykalny, tym bardziej zróżnicowane perspektywy.
Ogląd rzeczywistości jest wtedy pełniejszy. Porównuję to do dziurki od klucza. Gdy przez nią patrzymy to widzimy tylko odrobinę świata. Jednak gdy otworzymy szeroko drzwi i okna, to dostrzegamy o wiele więcej. I tylko wtedy można trafnie ulokować swoje miejsce na świecie.
To w jaki sposób należy dziś motywować młodzież do działania?
– Generalnie – w świetle tego, co powiedziałam wcześniej – samo sformułowanie „motywowanie kogoś do działania” jest nietrafnym określeniem. Bardziej chodzi o to, by odnaleźć w sobie poszukiwacza bratnich dusz. Gdy uda się zmienić ten schemat myślenia, to odchodzi się od koncepcji realizowania tego, co interesuje tylko dorosłego, a pojawia się chęć zrobienia czegoś w oparciu o zasoby swojego środowiska lokalnego.
W programie „Równać Szanse” było i jest wielu nauczycieli oraz osób działających w organizacjach społecznych – oni mają w sobie tę chęć aktywności, potrzebę zrobienia czegoś wspólnego, a nie według swoich wizji.
Była Pani jedną z współautorek Programu Równać Szanse. Do kogo chcieli Państwo trafić, tworząc ten Program? Do jakiej młodzieży?
– Program „Równać Szanse” był dla mnie ważny od początku, głównie ze względu na to, że mieszkałam na wsi. Z moich doświadczeń wynikało, że młodzież pochodząca z małych miejscowości i wiosek miała o wiele trudniej niż ich rówieśnicy z miast.
Paleta różnych możliwości, z których mogli skorzystać, była o wiele skromniejsza. W takich miejscach niestety wciąż jest niewiele okazji do wypróbowania siebie w różnych sytuacjach. „Równać Szanse” miało i nadal ma za zadanie poszerzać zasoby małych, lokalnych środowisk, uzupełnić je o możliwość sprawdzenia się w różnych aktywnościach.
Najważniejszym więc było dla mnie to, aby Program ten skupiał się właśnie na młodzieży z małych miast i wsi.
Te bariery o których Pani wspomniała są tylko kwestią braku zasobów, czy może też pewnej „małomiasteczkowej mentalności”, która nie pozwala się zaangażować: „bo to się nie uda, bo nie ma sensu”?
– Tak, w pełni się z tym zgadzam. Mniejsze możliwości to nie tylko techniczne kwestie i mniejsza sieć instytucji oraz organizacji, w których można podejmować różne aktywności, a następnie otrzymywać w nich wsparcie.
To także bariery kulturowe i mentalne. Ogromnie zaskoczyło mnie to, że młodzież, z którą miałam do czynienia, uważa mieszkanie na wsi za coś gorszego od mieszkania w mieście. W tym przypadku nastąpiło zderzenie dwóch perspektyw, bo ja uważałam zupełnie odwrotnie. Miałam tę kwestię cały czas w głowie.
Podczas tworzenia „Równać Szanse” nie zapominałam właśnie o tym, że bariery mentalne są niezwykle istotne. Że warto byłoby uwzględnić w programie to by nie tylko młodzi ludzie, ale także i dorośli, mogli zastanowić się nad tym skąd pojawiło się u nich takie krytyczne myślenie o ich miejscu zamieszkania.
I znalazła Pani odpowiedź na to, co może powodować takie myślenie?
– Dużo współpracowałam ze szkołami i przeglądałam podręczniki. Po czasie zaczęłam szukać i porównywać to jak bardzo podręczniki szkolne kierują uwagę uczniów na wartość miejsca, w którym oni mieszkają, a ile na chociażby Warszawę, jako stolicę Polski czy Kraków i związane z nim legendy.
Okazało się, że praktycznie w ogóle nie kieruje się uwagi na wartość miejsca, w którym Ci młodzi ludzie wyrastają. Mało jest treści, które pozwalają na badanie swojej miejscowości, poznawanie jej historii i nadawanie znaczenia temu miejscu, w którym się żyje.
Wydaje mi się, że to jest jeden z istotnych elementów. Jest ich zapewne więcej, ale nie podlega wątpliwości, że ta tendencja do obniżania wartości miejsca, z którego się pochodzi jest wyraźnie zauważalna. Osobiście było to dla mnie bardzo zadziwiające, ale niestety powszechne.
Tę lukę w działaniu lokalnym i poznawaniu swojego środowiska często wypełnia właśnie „Równać Szanse”, które – za pośrednictwem projektów – pozwala zanurzyć się na przykład w historii swojego regionu.
– Tak, bez wątpienia. Moim zdaniem to jeden z największych sukcesów tego programu.
A czy w Polsce nadal są młodzi, do których Program „Równać Szanse” jeszcze nie dotarł, a powinien?
– Myślę, że jest ich bardzo dużo. Nie zapominajmy, że cały czas rosną i dojrzewają nowe pokolenia. Niestety jest tak, że młodzi, którzy dzięki „Równać Szanse” mieli szansę poznawać lepiej siebie i innych, opuszczają swoje środowiska z różnych względów. Czasami jest to poszukiwanie pracy, w innych przypadkach chęć kontynuowania edukacji, która wiąże się z przeprowadzką. Trudno jest więc zachować pewną transmisję doświadczeń.
Dlatego właśnie ważne jest to, aby kolejne dorastające pokolenia mogły skorzystać z takiej samej możliwości. Żeby dostały instrument za pomocą, którego będą mogły poznać siebie i swoje środowisko.
Poza „Równać Szanse” pracuje Pani z młodzieżą oraz rodzinami na terenach popegeerowskich.
– Tak, tak.
Dlatego chciałem spytać się o to czy nawyki rodziców mają duży wpływ na młodzież.
– Bardzo duży. To jest w mojej pracy bardzo istotne. Ze swoich doświadczeń oraz ze spotkań szkoleniowych z dorosłymi wyniosłam pewne spostrzeżenia. Zaobserwowałam, że na terenach, gdzie więcej jest rolników indywidualnych, gdzie rodziny muszą samodzielnie decydować, pojawia się większa sprawność w zarządzaniu.
Dzieci z takich rodzin mają o wiele większą styczność z doświadczeniami, które są absolutnie priorytetowe w życiu każdego z nas. Między innymi w taki sposób uczą się samodzielności. Natomiast jeśli chodzi o środowiska popegeerowskie… Tam rodzice – często pozostający wyłącznie na zasiłkach społecznych – dawali młodym ogląd rzeczywistości, w której nic nie zależy od nich. W tej rzeczywistości liczy się to, co da im ktoś z zewnątrz.
Wydaje mi się, że Program „Równać Szanse” miał swoje szczególne znaczenie właśnie na takich terenach. Istotne jest by uzupełnić te brakujące zasoby, a jak już wspomnieliśmy wcześniej – ten program to robi.
Co robić by dzieci i młodzież tych złych nawyków nie nabierała?
– Chodzi o pobudzenie takiej rozwojowej ciekawości poznawczej. Młodzi ludzie mają w sobie ciekawość i chęć poznawania siebie oraz świata. Taką potrzebę mają w sobie również dorośli, ona nie wygasła zupełnie wraz z wiekiem. Jeżeli więc tacy dorośli spotykają się z młodymi na przestrzeni wspólnych zainteresowań i pasji, to zaczynają stanowić dla młodzieży pewną alternatywę spędzania czasu oraz myślenia.
I to jest moim zdaniem kluczowe. Gdy człowiek ma kontakt z różnymi osobami, które postrzegają świat inaczej to widzi, że można żyć tak jak rodzice, ale można też żyć aktywnie. Badając coś, sprawdzając i poszerzając swoje horyzonty na własną rękę.
W przypadku Programu „Równać Szanse” jest to kontakt z dorosłymi pasjonatami, którzy tę alternatywę dają.
Na przestrzeni lat „Równać Szanse” zmieniło się z programu wspierającego edukację w szkołach, w program związany z różnymi organizacjami pozarządowymi i bibliotekami. Jak widzi Pani program w przyszłości?
– Im bardziej związany z organizacjami pozarządowymi tym lepiej. Oczywiście, mam duże doświadczenie we współpracy ze szkołami i uważam, że odgrywają one ogromną rolę na wsi, stanowiąc alternatywę dla domu rodzinnego. Szczególnie na terenach popegeerowskich.
Jednak to organizacje pozarządowe mają większą swobodę działania. Ta przestrzeń jest o wiele bardziej podatna na pomysły młodych. W tym wszystkim chodzi o to, aby instytucjonalne wymogi nie ograniczały pola dla energii, potrzeb i motywów działania młodych ludzi.
Poza tym obserwujemy tam mniej wymogów formalnych a im jest ich mniej, tym lepiej. Oczywiście grupy zupełnie nieformalne, w których dorośli współdziałają z młodzieżą na bazie wspólnych zainteresowań są też potrzebne.
Jednak sprawy komplikują się nieco, gdy pojawiają się już pewne przepływy finansowe, jak ma to miejsce w przypadku „Równać Szanse”. Pojawia się wtedy kwestia odpowiedzialności finansowej. Dlatego uważam, że ta ewolucja w kierunku NGOs-ów jest potrzebna i dobra.
Wydaje mi się, że problemem w szkole jest program, który jest konieczny do zrealizowania. A z perspektywy byłego uczestnika mogę powiedzieć, że „Równać Szanse” daje możliwość stworzenia tego programu od podstaw i zaangażowania się, bo robi się to, na co ma się ochotę w zupełnie innym stylu niż nauczanie szkolne.
– Dokładnie o to mi chodzi! Jeżeli robimy coś, co wyrasta z nas samych, to nie trzeba nas motywować. To też jest odpowiedź na pierwsze pytanie, które Pan zadał.
Szkoda, że tak wielu tego jeszcze nie rozumie… Mam jednak nadzieję, że program „Równać Szansę” tę wiedzę będzie nadal rozpowszechniał. Pani Marzeno, dziękuję serdecznie za rozmowę i życzę Pani wszystkiego dobrego!
– Dziękuję bardzo, pozdrawiam!